publicystyka: Wiara w życiu piłkarza

Wiara w życiu piłkarza

Jarosław Charkiewicz, 18 marca 2018

16 marca br. powołanie do reprezentacji Polski w piłce nożnej otrzymał prawosławny piłkarz Jagiellonii Białystok Taras Romanczuk. Było to dobrym pretekstem do rozmowy z tym piłkarzem na temat roli wiary w jego życiu. Rozmowę przeprowadził Jarosław Charkiewicz.

– W wywiadach i rozmowach często akcentuje Pan dużą rolę wiary w Pana życiu. Kto zaszczepił w Panu wiarę w Boga – dziadkowie, rodzice?
– Zapewne rodzice, chociaż jak byłem młodszy, to często chodziłem do cerkwi z babcią, tą, która urodziła się we Włodawie, a która w latach wojny wyjechała na Ukrainę. Na Wielkanoc zbieraliśmy się właśnie u niej. Pamiętam, że po powrocie z całonocnego nabożeństwa, około czwartej-piątej, zasiadaliśmy do świątecznego stołu. Podobnie przed Bożym Narodzeniem starałem się z ojcem zawsze chodzić na wieczorne nabożeństwo. Myślę, że to jest normalne i ludzie powinni tak robić. A Pan Bóg zawsze będzie pomagał.

– Czy kiedy został Pan nieprofesjonalnym piłkarzem, a później profesjonalnym, a do tego równolegle studiując, czy mimo tego nawału obowiązków, pozostał w Pana życiu margines czasu na Cerkiew, wiarę?
– Zawsze w niedzielę z rana starałem się chodzić do cerkwi na św. Liturgię. Podobnie na święta. Tak samo robili moi rodzice i brat ze swoją rodziną. Dla mnie jest to normalne. Staram się nie oddalać od rodziców czy swego brata. Również teraz, będąc w Polsce, staram się to robić. Jutro (rozmowę przeprowadzono w sobotę, 17 marca 2018 r.), też wybieram się z mamą, która przyjechała na mecz Jagi z Arką, na św. Liturgię do białostockiego soboru św. Mikołaja.
Wiadomo, że nie zawsze uczęszczanie na nabożeństwa da się pogodzić z treningami, które też odbywają się z rana, ale jeśli mam wolną chwilę czy jest jakieś święto, to staram się pójść do cerkwi.

– W 2013 r. wyjechał Pan z Ukrainy i rozpoczął grę w Legionovii Legionowo. Czy już wtedy w Polsce spotkał Pan innych zawodników będących wiernymi Cerkwi prawosławnej?
– Tak, w Legionovii grał kolega z Kowla, mojego rodzinnego miasta. A gdy latem 2014 r. zostałem zawodnikiem Jagiellonii Białystok, zaprzyjaźniłem się z Niką Dżalamidze, z którym często chodziliśmy do cerkwi. Do cerkwi chodziłem też z Fiodorem Czernychem, Igorem Tarasowsem czy Dimą Chomczenowskim. Oznacza to, że nie tylko ja jestem wierzącym prawosławnym piłkarzem. Inni też wierzą w Boga. Jestem pewien, że wszystko, co osiągnąłem, to dzięki Bogu.

– Czy zdarzało się, że, będąc prawosławnymi, razem obchodziliście uroczystości cerkiewne, święta?
– Pamiętam mecz z Podbeskidziem, kiedy wygraliśmy 3:2 (1 maja 2016 r., zwycięską bramkę strzelił właśnie Taras Romanczuk już w doliczonym czasie gry – przyp. J.Ch.), wszyscy razem świętowaliśmy Wielkanoc u Igora Tarasowa w domu. Był i Kosta Wasiliew, i Fiodor Czernych.

– W najbliższych, przyjacielskich relacjach poza boiskiem jest Pan chyba z Rafałem Grzybem? Czy spotykacie się też z nim przy świątecznych stołach: Pan u niego, podczas świąt katolickich, a on u Pana, podczas prawosławnych?
– W ubiegłym roku Wielkanoc katolicka i prawosławna przypadła w ten sam dzień. Wtedy to Rafał zaprosił nas na uroczysty, świąteczny obiad.

– Czy obecnie w Jagiellonii grają też inni piłkarze wyznania prawosławnego, po tym, jak z drużyny odszedł Fiodor Czernych, Konstantin Wasiliew czy Dmytro Chomczenowski?
– Tak, oczywiście: Nemanja Mitrović, który jest Serbem, a jego rodzice wyjechali do Słowenii. Rozmawialiśmy z nim o tym. Z Dejanem Lazareviciem, który też jest ze Słowenii, jeszcze o tym nie rozmawialiśmy.

– Jest też Pan w bliskich relacjach z prawosławnym kapelanem Jagi o. Andrzejem Popławskim. Czy kapelan dla sportowców jest potrzebny?
– Myślę, że tak. Ojciec Andrzej dużo mi pomógł. Bardzo go szanuję i lubię, a jak spotykam, to zawsze z nim mile rozmawiamy. Tak, kapelan jest bardzo potrzebny. Szanuję bardzo, że Jagiellonia zaprasza do siebie na wigilię i kapelana katolickiego, i prawosławnego. To zdrowe podejście ze strony władz klubu.

– Ojciec Andrzej udzielał też Panu i Pana żonie Katarzynie w ubiegłym roku ślubu cerkiewnego. Wielu młodych i starszych ludzi we współczesnych czasach żyje jednak w związkach pozasakramentalnych (na tzw. kocią łapę). Dla Pana było to jednak ważne. Dlaczego?

– Dla mnie i dla mojej żony ważniejszy był ślub cerkiewny od ślubu świeckiego, państwowego. Liczy się to, że staliśmy razem przed Bogiem, a to jest dla mnie najważniejsze.

– Czy to, że człowiek wierzy w Boga, ma znaczenie tylko w odniesieniu do życia prywatnego, czy również ma to przełożenie na stadion, mecz?
– Każdy zapewne ma w tej kwestii własne zdanie. Ja osobiście dziękuję za wszystko Bogu. Staram się pomodlić i przed meczem, i po meczu. Czuję to, wiem, że mnie wspiera. Bez Niego trudno byłoby cokolwiek osiągnąć w moim życiu.

– Przed wejściem na stadion czy murawę boiska wielu piłkarzy (w tym Pan) czynicie znak krzyża. Czy to jest tylko pewien symboliczny gest, czy też rzeczywiście w tych momentach piłkarz w myślach zwraca się do Boga z modlitwą, prosi o coś?
– Jeśli o mnie chodzi, to nie czynię znaku krzyża wchodząc na boisko. Robię to i modlę się jeszcze w tunelu, przed wejściem na murawę. Modlę się, żeby Bóg ochronił mnie przed kontuzjami, żeby wspieram nie tylko mnie, ale i całą drużynę.

– Czy fakt, że jest Pan człowiekiem wierzącym, a przy tym wyznającym inną wiarę niż większość zawodników Jagiellonii, w jakiś negatywny sposób rzutuje na Pana relacje w drużynie, z innymi zawodnikami czy trenerami?
– Nie. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem. I trener Mamrot, i wcześniej trener Probierz, zawsze szli mi na rękę. Gdy po świątecznej przerwie przed treningami rozpoczynały się testy medyczne już 6 czy 7 stycznia, to ja zawsze miałem jeszcze wolne ze względu na prawosławne święta Bożego Narodzenia. Bardzo szanuję za to trenerów.

– Czy to, że kapitan drużyny (a jest nim Pan obecnie w Jadze) jest osobą wierzącą, ma jakieś szczególne znaczenie dla niej, czy wydaje się to obojętne?
– Nie tylko ja jako kapitan, ale też inni piłkarze, jak np. Rafał Grzyb, człowiek bardzo religijny, są wierzący, modlą się za Jagę. Też z rodzinami co niedzielę chodzą do kościoła. Podobnie Karol Świderski czy Przemek Frankowski, Łukasz Burliga czy Mariusz Pawełek. Ostatnio z Mariuszem chodził też do kościoła Ivan Runje. Chłopaki wierzą w Boga. To imponuje. Wiedzą, że dzięki Bożej pomocy mogą osiągnąć w swym życiu jakieś sukcesy.

– Czy miał Pan już czas i okazję, aby odwiedzić najbardziej znane i rozpoznawalne prawosławne miejsca w Polsce, choćby św. Górę Grabarkę czy monaster supraski? Jakie plany ma Pan w tym względzie?
– Plany mam. Jest jednak problem z wolnym czasem, którego mamy niedużo. Na pewno warto pojechać do Supraśla, który jest blisko Białegostoku, ale to jak już będzie trochę cieplej. Z żoną, która ma na imię Katarzyna, chciałbym też odwiedzić dom zakonny w Zaleszanach, którego patronką jest św. Katarzyna.

– 16 marca tego roku, miesiąc po otrzymaniu polskiego obywatelstwa, otrzymał Pan powołanie do reprezentacji Polski. Szczerze gratuluję! O ile mnie pamięć nie myli, będzie Pan drugim prawosławnym reprezentantem naszego kraju, po Igorze Lewczuku, który dwa razy wybiegał na boisko z orzełkiem na piersi. To niewątpliwie zaszczyt? A może związana jest z tym pewna obawa przyjęcia w drużynie osoby innej wiary?
– Nie zastanawiałem się nad tym. Nie mam w tym względzie jakichś obaw. Każdy z nas ma swoją wiarę. Obie to wiary chrześcijańskie, podobne do siebie. Dlatego też nie było dla mnie problemem np. pójście do kościoła. Byłem w kościele świadkiem na ślubie Sebastiana Madery, a Rafał Grzyb był świadkiem na moim ślubie, który miał miejsce w cerkwi Świętego Ducha w Białymstoku 14 maja ubiegłego roku.

– To, że prawosławni mają reprezentanta Polski, jest nobilitacją również dla Cerkwi. To też, w pewnym sensie, zobowiązanie dla Pana do jak najlepszej gry, do – jak to się mówi – pozostawiania serca na boisku?
– Tak, na pewno. Wychodząc na boisko staram się dawać z siebie wszystko. Myślę, że moje podejście się nie zmieni. Jeszcze chyba nie wiem do końca, jaki to zaszczyt reprezentować Polskę, ale z pewnością to ogromna odpowiedzialność. Swoimi umiejętnościami piłkarskimi będę się starał udowadniać, że mnie stać na grę w reprezentacji.

– Proszę przyjąć serdeczne życzenia opieki Bożej nad Panem i najbliższymi. Życzę też dużo zdrowia i sukcesów sportowych – i tych w Jadze, i tych w reprezentacji.