publicystyka: Droga doskonałości - rozważania igumenii Matrony (Brdar)

Droga doskonałości - rozważania igumenii Matrony (Brdar)

tłum. Dominika Kovačević, 23 czerwca 2017

Przedstawiamy szósty artykuł z cyklu, który prezentuje duchowo-psychologiczne rozważania siostry Matrony (Brdar). Jest ona igumenią monasteru ikony Bogurodzicy Trójrękiej (Trojeručice) w Šibeniku znajdującego się na terenie diecezji dalmackiej Serbskiej Cerkwi Prawosławnej. Z pierwszym tekstem można zapoznać się tutaj.


Czym jest tak naprawdę pokora?
Jak dostaniemy precyzyjną odpowiedź, to przeważnie myślimy, że od razu przyswoimy sobie tę cnotę, i wszystko będzie w porządku. A to wcale nie tak. Święty Jan Klimak mówi, że pokora wykorzenia wszystkie namiętności. Cudowne: jednym uderzeniem zabijemy wszystkie muchy! Lecz w rzeczywistości pokorę osiąga się poprzez wielkie walki. A niekiedy również, niestety, poprzez wiele trudności. Zaiste – o tych, którzy osiągnęli pokorę, można powiedzieć, że są blisko doskonałości, czy też, że idą drogą doskonałości. Chcąc nie chcąc, ci, którzy szczerze trudzą się na tej drodze, po wielu latach dochodzą do zdania sobie sprawy z tego. Pokora jest wtedy, gdy w pełni zdasz się na Boga, a siebie uważasz za kogoś absolutnie nieważnego.


Co czujesz w sercu?
Bardzo często nie rozumiemy, czym jest prawdziwa pokora. Co to naprawdę znaczy: uważać siebie, prawdziwie, za najgorszego. I tak, miast stać się pokornymi i spokojnymi, w rzeczywistości zaczynami bawić się „pokorologią” – tylko mówimy o pokorze. Pokorologia to bardzo rozpowszechniona prelest, tj. kłamliwa cnota, kiedy człowiek poniża siebie słowami, ale jego serce jest daleko od tych słów – nie odczuwa tego w sercu. Ta wada jest obecna w takiej mierze, że trudno nie wpaść pod jej wpływ.

Istnieje pewna opowieść o „rozsądnym” mnichu. On tak przekonująco umiał mówić o swojej grzeszności, że jego słuchacze od razu by mu uwierzyli, a gdyby to się stało, to ten mnich by się zasmucił. Rozumiecie to? Wyobraźcie sobie samych siebie na jego miejscu, ponieważ my wszyscy – przynamniej czasami – dochodzimy do podobnych sytuacji. Mówimy: „A, nic nie jestem wart. Jestem okropny” – to wydaje się bardzo pokorne. Albo mówimy: „Nie jestem za bardzo wykształcony, mało czytam”. Jeśli osoba, której to mówimy, prawdziwie pokaże, że wierzy w to, że tacy jesteśmy, to my się rozstroimy, i wcale nam się to nie spodoba.


O co tak naprawdę chodzi?
Mówimy sami o sobie, że jesteśmy niewarci, nieukami, zamotani i tym podobne. Robimy to wszystko po to, by być wielkimi w oczach ludzi, którzy cenią cnotę pokory. W pewnym sensie tak oto się prostacko chwalimy, mówiąc: jestem zły, bo oczekujemy, że osoba, której to mówimy, powie: A nie, ty jesteś dobry. To ja jestem zły. Nie, nie – ty naprawdę jesteś dobry. Och, to ja jestem grzesznikiem. No nie, o czym ty mówisz. O, to nam sprawia przyjemność, i bardzo trudno jest od tego uciec.

Zaiste, cnotliwy człowiek nie mówi o sobie źle. Jednakże, jeśli zdarzy się tak, że będzie zraniony, poniżony lub wzgardzony – to w ogóle się przez to nie rozstraja, i nie reaguje wybuchowo.