Zostań przyjacielem cerkiew.pl
Modlitwa niesie spokój
tłum. Anna Jawdosiuk-Małek, 01 czerwca 2017
Jakże trudno skupić się i pomodlić! Jak łatwo mówić, osądzać, jak przyjemnie jest debatować o czymś przyjemnym, a jak trudno pokonać swój umysł i duszę, wniknąć głęboko w siebie, skończyć wszelkie rozmowy – poczuć Boga i Jego dotyk na naszej duszy. To właśnie oznacza modlitwę – dotykać Boga, oddalać się od swych myśli i zagłębiać w swoje wnętrze, zagłębiać się tam, gdzie jak głoszą niektóre szyldy restauracji, z tyłu znajduje się ogród.
Wewnątrz nas znajduje się „ogród”, przestrzeń modlitwy, miejsce, w którym przestajesz myśleć o tym, jaki jesteś wspaniały, czy jesteś piękny, czy żonaty, czy masz pieniądze - wchodzisz tam, gdzie zupełnie nie istnieją myśli i działa już nie rozum, lecz dusza, wchodzisz głęboko w swe wnętrze. Gdy tam wchodzimy, kończą się wszelkie nasze kłopoty. Nawet bardzo ciężko chory na raka człowiek, gdy się pomodli i wejdzie do swego „ogrodu”, zrozumie: „Nie mam raka. Rak jest w czymś innym - w moim ciele, na mojej ręce, nodze, wątrobie, ale ja jako dusza modlę się i wchodzę do innego miejsca. Nie martwi mnie już ani rak, ani choroba, ani śmierć, czuję obecność Boga, który jest życiem, światłem, zdrowiem, miłością”.
MODLITWA TO NIE FANTAZJA, TO KONTAKT [STYCZNOŚĆ]* Z BOGIEM, ŻYJĄCYM W NASZYM SERCU
Święci odczuwają to bardzo mocno. Na przykład, gdy św. Nektariusz z Eginy modlił się, będąc głodnym, a nie jadł już od trzech dni, zastukano do jego drzwi, by przynieść mu strawę. Niczego nie usłyszał. Dlaczego? Ponieważ znajdował się w ogrodzie swej duszy.
Przebywał tam i niczego nie odczuwał, lecz my tacy nie jesteśmy. Modlimy się i za chwilę mówimy kapłanowi: „Och, moje dziecko! Co z nim będzie? Czy on kiedykolwiek się ożeni? Przecież wciąż jest nieżonaty! Mój syn nie ma pracy! Mój mąż choruje!”.
Przeszliśmy przez modlitwę, ale nasz niepokój nie zniknął. Modlimy się, ale większość z nas pozostaje sfrustrowana, wzburzona, przygnębiona, zdenerwowana, histeryczna. Wymyślamy sobie nawzajem i kłócimy się. I to wszystko po modlitwie. Jak to wyjaśnić? Przecież to dziwne - wchodzimy do świątyni, modlimy się - i zamiast spokoju, pozostajemy wciąż w napięciu.
Rzecz w tym czy faktycznie się modliliśmy. A może wcale się nie modliliśmy? Może powtarzaliśmy jakieś słowa jak papugi, nie rozumiejąc ich? Niektórzy mówią: „Ojcze nasz, który jesteś w niebie! Niech się święci imię Twoje…” – i za chwile powiadają: „Odczuwam taką samotność!”.
A przed chwilą powiedział: „Ojcze nasz”, to znaczy Mój Ojcze, Boże mój. Lecz nas to w ogóle nie dotyka, jak gdyby padał deszcz, a my trzymamy parasol i deszcz ścieka gdzieś obok. Nie możesz przecież wzywać: „Ojcze nasz!” i za chwilę mówić: „Czuje się taki samotny, niepotrzebny, nikt mnie nie kocha!” Znaczy to, że twoja dusza nie dotknęła Boga, nie spotkała się z Nim, nie wszedłeś jeszcze do „ogrodu”, pozostajesz na zewnątrz, na powierzchni, pośród swych zamierzeń, myśli, w swym szaleństwie.
Ja – to nie są moje myśli. Nasze myśli mogą doprowadzić nas do szaleństwa, dlatego też niektórzy z nas chodzą spać o północy, po obejrzeniu wszystkich filmów, seriali, tureckich i greckich i na koniec, zmęczeni mówią: „Pójdę już spać!”. Dlaczego się śmiejecie? Przecież to prawda, niektórzy bardzo często oglądają telewizję. I tak, idziesz spać o północy, ale zasypiasz dopiero o 1.30.
- Dlaczego nie możesz usnąć?
- Nie mogę, myślę - odpowiada mi kobieta.
- Ale o czym ty myślisz?
- O tym co będę robić, o przyszłości dzieci, o pracy, o zdrowiu, o tym co będzie z nami jutro!
- I co to ostatecznie jest? – zapytałem.
- To myśli i zamiary.
- Pokaż mi, gdzie one są? Może są tu lub tam? Nie, one nie istnieją. Pozostają w naszym umyśle, to nasze fantazje.
Modlitwa chce położyć temu kres. A wyobraźnia przynosi nam cierpienie.
Modlitwa to nie fantazja, ale zespolenie z Bogiem, mieszkającym w naszym sercu. W Piśmie Świętym jest napisane: „Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (…)” (Dz 17, 28). Poruszamy się, żyjemy i oddychamy w Bogu. Bóg jest tutaj. W jaki sposób On jest tutaj obecny, nie wiem, ale On jest i my jesteśmy w Nim, a On jest w nas – jego miłość, ciepło, błogosławieństwo, miłosierdzie. On jest wszędzie - w twoim pokoju, sypialni, w kuchni, na dworze i na ulicy, w metrze – gdziekolwiek byś nie poszedł, możesz poczuć, że Bóg jest obok.
Zaglądasz czasem do lustra, by zobaczyć, co ono pokazuje? A wychwalasz Boga za to, co widzisz?
Ktoś mi powiedział: „A cóż ja tam widzę?” Widzisz siebie. Dlatego, gdy patrzysz na siebie, pomódl się i powiedz: „Boże mój, dziękuję Ci za to, co widzę! Ty mnie stworzyłeś i Ty mi dałeś życie!”.
Podziękuj, za to gdzie byłeś jeszcze kilka lat temu i gdzie będziesz za kilka lat. Za każdą zmarszczkę, którą widzisz, mów Bogu: „Dziękuję! Dlatego, że w ciągu całego swego życia przeszedłem wiele i dojrzałem. Zmarszczki są dobre, bo skrywają wielką historię, ogromny ból, wielką walkę”.
Jak powiada św. Nikodem Hagioryta, modlitwę możesz wypowiadać w ciągu dnia z dowolnego powodu. I wiecie jak nazywa te modlitwy? Strzelającymi, ponieważ są jak strzały. Wysyłasz strzałę Bogu, kierujesz do Niego maleńką modlitwę. Poświęcasz na to minutę rano, minutę koło piekarnika, minutę, gdy czekasz na autobus. Gdzie byś nie był, wszędzie możesz się modlić.
Pewna dama łuskała fasolę i przy każdej fasolce wznosiła modlitwę – za swe dzieci, za bliskich, wymieniając ich imiona: „Jezu Chryste, zmiłuj się nad służebnicą Twoją taką to, a taką” – na myśl przychodziły jej różne imiona.
Jej dusza szybko rozgorzała dzięki modlitwie. Lecz później na myśl przyszła jej teściowa i modlitwa nagle się przerwała, rozum znów dał znać o sobie. Rozum to powierzchowność, a głęboko „w ogrodzie” jest modlitwa. I wiecie co jej podpowiedział rozum? „Teściowa sprawiła, że twoje życie stało się nie do zniesienia. Niemożliwe, że będziesz się za nią modlić”.
Ale o ile jej dusza była już poruszona modlitwą i przebywała „w ogrodzie”, to dama nie skupiła się na nienawiści ani na niechęci czy gniewie, lecz co powiedziała? „Panie Boże, zmiłuj się nad nią! Pomóż jej! Ponieważ czuję z nią w tej chwili jedność!”.
Modlić się prawdziwie oznacza odczuwać jedność ze wszystkimi - z mężem, żoną, dziećmi, sąsiadami, bliźnimi, ze wszystkimi, którzy sprawiają nam w tym życiu ból, przez których cierpimy.
NASZE DUSZE W SWYM WNĘTRZU KOCHAJĄ SIĘ NAWZAJEM, ALE ROZUMY SIĘ NIE ZNOSZĄ
Gdy mąż wraca z pracy i nie możesz mu powiedzieć dobrego słowa, oznacza to, że modlitwa, którą wypowiedziałaś nie przeobraziła cię, nie zmieniła i jeszcze nie dotknęła. Gdy Boża modlitwa dotknie cię i przemieni, wówczas powinnaś odczuwać miłość wobec wszystkich. Nie przymusowo, lecz żeby modlitwa wypływała z głębi ciebie. Na przykład, żeby modląca się kobieta czuła, że wspólnie z mężem stanowi jedność: „Dzięki temu człowiekowi stałam się żoną, urodziłam swoje dzieci, założyłam rodzinę, mam dom i mogę kochać”.
Wiedzcie, że nasze dusze w swym wnętrzu kochają się nawzajem, ale rozumy się nie znoszą. Dlatego, gdy kończy się Święta Liturgia, kogokolwiek byś obok siebie nie zobaczył, kochasz go. Ale po 15 minutach zaczynasz przypominać sobie, co ci ten człowiek zrobił i jaki jest. Więc kto znów zaczął brać górę? Nasz rozum, myśli, to, czego nauczyło nas społeczeństwo: „Z tym nie rozmawiaj! Trzymaj się od niego z daleka! Temu odpłać pięknym za nadobne! A tego ukaż!”.
Lecz nasza dusza kocha wszystkich. Dlatego małe dzieci kochają wszystkich, dla nich nie ma „swoich” i „obcych”. Jeśli powiesz dziecku: „Tylko nie mów babci, że schowaliśmy pieniądze do szafy!” – ono z pewnością pójdzie i powie jej o tym. Zrobi tak, dlatego że dzieckiem kieruje nie rozum, ale dusza. A dusza nie zna granic - ten jest dobry, ten jest przyjacielem, a ten jest zły i obcy, wróg! Dziecko kocha wszystkich.
Dlatego też głęboko w duszy nikogo nie nienawidzisz. Przecież nienawidzimy, czujemy niechęć tylko zewnętrznie. Dlatego twierdzę, że gdy nauczymy się modlić, będziemy lubić również trudnych ludzi. Staną się dla nas sympatyczni i zrozumiemy, dlaczego postępują tak, a nie inaczej.
Pewna kobieta powiedziała swemu ojcu duchowemu:
- Ojcze, nie mogę kochać Boga, ponieważ Go nie widzę! Gdzie mam Go doświadczyć, jak poczuć w swej modlitwie? Nawet gdy przychodzę do Eucharystii, nie czuję Go. Nie rozumiem kim jest Bóg. Gdzie mam Go doświadczyć?
- Masz rację – odparł ojciec. Niełatwo pokochać Boga, ponieważ jest niewidzialny. Ale ty pokochaj choć cokolwiek, co widzisz, zacznij od czegoś namacalnego, uchwytnego. Kochasz coś w swym życiu?
- Jestem samotna.
- A co kochasz? Masz cokolwiek takiego?
- Powiem ojcu, ale proszę nie ganić mnie, to nie jest zbyt duchowe. Tak, jest coś, co bardzo kocham.
- A co to jest?
- Mam psa, ojcze. I właśnie jego kocham.
- To dobrze, słuchaj więc. Zaczniesz od tej małej miłości. Przecież go kochasz, karmisz, myjesz, czeszesz, dbasz o niego, a znaczy to, że wychodzisz poza swoje „ja”, myślisz o innym stworzeniu i kochasz je. Tak też nauczysz się kochać Boga. To znaczy, nauczysz się dbać o kogoś innego. Człowiek, który jest ukierunkowany tylko na swoje „ja”, na własne problemy, nie może pokochać, nie może zbliżyć się do Boga. Dlatego wiele kobiet modli się o swoje dzieci, a wiele dzieci chodzi do cerkwi dla swoich babć.
DOWODEM NA TO, ŻE MODLITWA DOTKNĘŁA NAS [ZADZIAŁAŁA], JEST SPOKÓJ
W szkole, w której uczę, pewne dziecko powiedziało mi: „Ojcze, chodzę do cerkwi, dlatego że zdrowie mojej babci jest zagrożone i robię to dla niej, żeby Bóg ją uzdrowił”.
Jest to jeden ze sposobów, by zbliżyć się do modlitwy – dzięki komuś innemu. Pomódl się za kogoś innego, jeśli nie możesz za siebie - za swoje dziecko, męża, za kogoś, kogo ograbiono i zabito. Dobrze jest modlić się za innych, żeby wprowadzić ich do swej miłości, do Bożej miłości i aby uspokoić się po modlitwie, by spać po nocach.
I jeśli dziecko wciąż nie wraca do domu, pomódl się i powierz je Bogu. Ale my [zazwyczaj] nie ufamy Bogu. Modlimy się, a nasze serce ze strachu wyskakuje nam z piersi. Prawdziwa modlitwa oznacza, że „postawiłem swoje dziecko przed Golgotą; zobaczyłem Chrystusa, który je obejmuje i otacza Swym świętym światłem Zmartwychwstania. Zostawiłem swoje dziecko Bogurodzicy i poszedłem spać. Nic nie poradzę, gdy będę czuwał, gdy będę wydzwaniał i wciąż je kontrolował”.
Dowodem działania modlitwy jest spokój. Jesteś spokojny po tym, jak się pomodliłeś? Wówczas jesteś na właściwej drodze. Jesteś wzburzony, zaniepokojony? Popatrz na siebie. Bywa z nami tak, że zamiast samemu się uspokoić, zaczynamy niepokoić Boga. Pamiętacie jak łódka z apostołami zaczęła tonąć i był na niej Chrystus? Co robił Chrystus, gdy łódź była zagrożona? Spał. Co to oznacza? Był spokojny. Dlaczego? Dlatego, że całkowicie oddał siebie Ojcowskiej miłości.
Uczniowie widzieli, że Chrystus śpi i zamiast brać z Niego przykład i uspokoić się, zrobili to, co robimy my wszyscy – zbudzili Go i powiedzieli: „Przepraszamy bardzo! Ale czy nie obchodzi Cię to, że toniemy i ogrania nas rozpacz? Zbudź się, by wziąć choć trochę naszego stresu i paniki na siebie!”.
I zamiast pójść za przykładem Chrystusa i uspokoić się, apostołowie chcieli przekazać mu swoje własne zdenerwowanie. „Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?” (Mt 8,26).Chrystus wyciągnął rękę i wszystko ucichło - jezioro, wicher i fale.
To tajemnica – zdać się w modlitwie na Boga we wszystkich swych problemach i uspokoić się. Uspokój się. W przeciwnym razie zbyt wcześnie się starzejemy, chorujemy, zadręczamy się. To atakuje, rani nasze ciało. Zaczyna się ból głowy, bóle żołądka i inne niezrozumiałe dolegliwości; skacze ciśnienie, wzrasta cukier – pojawiają się kłopoty ze zdrowiem spowodowane silnym przeżywaniem, zamartwianiem się. A cóż oznacza przeżywanie? Znaczy to, że nie wchodzimy w kontakt z Bogiem, nie dotykamy Go [nie jesteśmy blisko Niego].
Ktoś powiedział mi: „Bóg jest dobry, ale jeśli ja niczego nie zrobię? Odpowiedziałem: Rób! Ot co zrób – zdaj się na Boga! Przedstaw problem Bogu! A co innego możesz jeszcze zrobić?”.
Pewna kobieta właśnie w taki sposób postąpiła ze swoim synem, a on mi powiedział:
- Ojcze, chcę znaleźć dziewczynę, ale nie mogę!
- A to dlaczego?
- Gdy tylko którąś poznam, po tygodniu, dwóch wszystko się rozpada.
- A chcesz się żenić?
- Nie, nie chcę. Ale chciałbym się trochę zabawić, jestem przecież młody. Ojcze, mógłbyś mi pomóc?
- Co powinienem zrobić? Nie zrozumiałem.
- Wyjaśnij mi, dlaczego nic mi nie wychodzi!
Jego matka stała z przodu i później w tajemnicy opowiedziała mi o nim:
„Ojcze, powiedzieć Wam, o co tutaj chodzi? To ja stoję za całą tą historią. Opowiem, jak było wcześniej. Początkowo traciłam rozum. Wciąż go kontrolowałam - gdzie idzie, z kim, podkradałam telefon, żeby w tajemnicy sprawdzić SMS-y, grzebałam w jego rzeczach. Koniec końców zmęczyłam się. Pewnego razu, podczas modlitwy do św. Haralampiusza, złożyłam obietnicę i powiedziałam: „Św. Haralampiuszu, jestem zmęczona. Teraz proszę cię, gdy syn postępuje niewłaściwie, przeszkadzaj mu, niszcz wszystko! Ale gdy zechce się żenić, spoważnieje i zechce założyć prawdziwą rodzinę, to proszę Cię, otwórz przed nim wszystkie drzwi”. Otrzymała wewnętrzne upewnienie.
„Od tego momentu uspokoiłam się, i niech robi co chce!” – powiedziała.
I tak to było, do momentu, gdy przyszedł czas i syn powiedział jej: „Znudziło mi się wałęsanie się i szukanie szczęścia to tu, to tam!”.
I wówczas wszystko ułożyło się w doskonały sposób. Dowód na żywą modlitwę – spokój duszy. Przy tym wszystkim ta kobieta nie spała wiele. Pewnego razu jej mąż powiedział mi: „Ojcze, powiedz jej, żeby spała w łóżku. Budzę się około czwartej i widzę ją śpiącą na podłodze. Modli się i ze zmęczenia zasypia na podłodze”.
To są właśnie cuda modlitwy. Jeśli chcesz zobaczyć cud, należy poświęcić się modlitwie, oddać swój czas, serce, spokój, modlić się na czotkach. Ale my nie mamy na to czasu, ponieważ cały dzień zajmujemy się czym popadnie, tylko nie modlitwą - zakupami, pracą, przygotowaniami, stresami, telewizją, filmami, serialami. A modlitwa? Nie zdążamy, już ziewamy. Idziemy spać i żegnamy się: „Dobrze, spokojnej nocy!”.
A później dziwimy się: „Dlaczego Bóg nie dokonał cudu?”. A jak On ma to zrobić? Żeby mógł to zrobić, musimy zawierzyć siebie Bogu.
Jeśli już tak zupełnie nie macie czasu na modlitwę, włóżcie modlitwę we wszystko co robicie. Módlcie się w trakcie pracy, w drodze, wszędzie, gdzie się znajdujecie. Kładąc się spać, zmówcie modlitwę w głębi duszy i powiedzcie: „Chryste, pobłogosław mnie, wybacz mi, pomóż moim dzieciom. Dziękuję Ci za wszystko!”.
Święci powiadają, byś modlił się również oddechem, przy pomocy swego oddechu. Jednakże, to dość wysoki poziom – róbcie to przez 5 minut, nie więcej. To znaczy, gdy robisz wdech, mów – „Panie Jezu Chryste” [«Господи Иисусе Христе»], a na wydechu – „Zmiłuj się nade mną” [«Помилуй мя»] – koncentrując się na swoim oddechu i na niczym więcej. Tutaj potrzebna jest koncentracja, w przeciwnym razie nie zobaczysz cudu, nie poczujesz tego „ogrodu”, który skrywasz głęboko w sobie.
Potrzebna jest jeszcze wiara. Na przykład dziewczyna ma pewien problem i chce wyzdrowieć. Idzie do lekarza, modli się, ale po drodze mówi sobie: „Trudna sprawa! Nie sądzę, że uda mi się wyzdrowieć!”. I to wszystko nie pomaga, bo ona nie ma wiary. Wierzyć – znaczy widzieć zdrowie, które Bóg już Ci posyła; wierzyć modląc się, znaczy widzieć, jak zbliża się twój zięć, którego oczekujesz dla swej córki, a nie mówić: „Och, przez co przeszliśmy! Przecież to niemożliwe, by ona wyszła za mąż!”. A w czasie trwania problemu modlić się.
Bardzo ważne jest wierzyć w cud. Nie masz dziecka? Wierz, że urodzisz dziecko i tak też się módl. Wyrośliśmy, nie wierząc we własne siły: „Nie uda ci się! Pomylisz się! Niemożliwe, żeby to ci się udało”. Zmusili nas, byśmy czuli się poniżeni, bezwartościowi, byśmy wierzyli, że w naszym życiu wszystko pójdzie byle jak. Niektórzy nawet przeklinali swoje dzieci: „Żebyś szczęścia nigdy nie zaznał!”.
Koniec końców w to uwierzyliśmy. W co? Że nie będziemy szczęśliwi. „Nie mogę, nie uda mi się, jestem sam, nie mam sił!”.
Uwierzyłeś w to tak silnie, że teraz, gdy modlisz się, nie masz nadziei. To bardzo smutne. W tym skrywa się przyczyna tego, że dziś w wyniku modlitwy nie dzieją się cuda. Nie mamy żywej nadziei na to, o co się modlimy. To widać po dziewczynach, które chcą wyjść za mąż. Jedne żyją w oczekiwaniu, inne ogarnia rozpacz:
- Och, Ojcze, jestem zmęczona. Nie wychodzi mi, nie uda mi się wyjść za mąż.
- Dlaczego tak mówisz? Gdzie twoja wiara?
- Próbowałam kilka razy, ale nic mi nie wychodzi.
Nie mów: „Nic nie wychodzi!” - ponieważ jeśli tak powiesz, Bóg odpowie: „Moje dziecko, według wiary twojej niech ci się stanie!”.
Powiedz, w co ty wierzysz? W porażkę? Więc nic ci się nie uda. Twoje dziecko idzie na egzamin? Wierz, że ono zda, miej nadzieję, patrz na to [oczami wyobraźni], dotykaj tego wiarą. To wielka sprawa.
Podoba mi się bardzo cud, którego Chrystus dokonał dziesięciu trędowatym. Zanim ich wyleczył, powiedział: „Idźcie, pokażcie się kapłanom!” (Łk 17, 14). Oni byli trędowaci. A Chrystus mówi:
- Chcecie, bym was uleczył?
- Tak, Panie!
- Więc idźcie do kapłanów i pokażcie, że zostaliście uzdrowieni.
Nie widzicie tutaj niczego absurdalnego? Przecież Chrystus jeszcze ich nie uzdrowił. Oni byli trędowaci, a Pan mówi im: „Idźcie!”. Ja powiedziałbym Chrystusowi: „Żebym poszedł i co pokazał? Przecież mam trąd! Uzdrów mnie teraz, bym później poszedł i pokazał, że jestem wyleczony”.
Jednak Chrystus powiedział: „Nie! Idźcie zanim was uzdrowię!”.
Co to znaczy? Uwierzcie w to! Poczujcie to! I oni uwierzyli i powiedzieli: „Idziemy!”.
W Piśmie Świętym napisano: „A gdy szli, zostali oczyszczeni.”(Łk 17, 14). Gdy szli, ich wiara w duszy nie podpowiadała im – „Nie wyzdrowiejemy! Cóż my takiego robimy? Przecież to absurd!”. Nie! Wierzę i moja wiara zrasza me serce. Moje serce rozkwita, pragnę mojego zdrowia.
To wielka rzecz.
Dlatego też wszyscy lekarze mówią, że człowiek, który wierzy w Boga i ma taką modlitwę – nieważne czy idzie do lekarza, na operację czy przyjmuje leki – przechodzi on rekonwalescencję dużo szybciej niż inni, dlatego że jego dusza rozkwita za sprawą wiary. Ten człowiek żywi nadzieję, oddala od siebie przygnębienie, depresję, rozczarowanie, które podpowiada, że nic mu w życiu nie wychodzi i że jego życie pogrążone jest w całkowitym mroku.
ZACZNIJ OD WYCHWALANIA, PRZECIWSTAW SIĘ POKUSIE NARZEKANIA
Jeśli będziesz twierdzić, że twoje życie jest mroczne i w to uwierzysz, to twoje życie takie właśnie będzie. Dlatego gdy budzisz się rano i sąsiadki pytają, co nowego, nie odpowiadaj: „A co tam może być nowego? Nic, stara bieda. A cóż robić? Wszystko to samo, jeden wielki koszmar”. Nie mów tak. Wiesz dlaczego? Dlatego, że to wszystko słyszy twoje ciało. Wszystkie twoje komórki to słyszą i jeśli 365 dni w roku powtarzasz, że jesteś nieudacznikiem, że twoje życie jest ciężkie, że nic ci nie wychodzi, to koniec końców, to w ciebie wchodzi i cię wypełnia. Dlatego mów: „Sława Bogu! Wszystko będzie dobrze! Bóg zawsze mnie obdarowuje!”.
Dlatego Cerkiew mówi: „Modlisz się? Zacznij do wychwalania Boga [okazania wdzięczności Bogu] i staw czoła pokusie narzekania”. Bez narzekania, za to z wdzięcznością!
Niektórzy mówią, że nie ma za co być wdzięcznym! Nie, oczywiście, że jest, powiedz: „Sława Bogu!”. Masz za co dziękować! Powiedz: „Sława Bogu”, a on pośle ci to, czego potrzebujesz.
Wychwalanie, dziękowanie, prośba. Zacznij od wychwalania Boga, podziękuj Mu za to, co ci dał – przecież otrzymaliśmy od niego tak wiele - oddychamy, widzimy, chodzimy, stoimy na własnych nogach, myślimy, nie cierpimy na chorobę Alzheimera, bo w przeciwnym razie zgubilibyśmy się gdzieś po drodze. A jeśli jesteście tutaj, w tej sali, i nie wyszliście jeszcze, to znaczy, że wiecie, gdzie jesteście, a to znaczy - wszystko u mnie dobrze, Sława Bogu!
A przyjmować lekarstwa na ciśnienie, to nic takiego, mówcie: „Sława Bogu, że w naszych czasach są tabletki!”. Dlatego, że w przeszłości ich nie było i ludzie męczyli się, cierpieli. Za wszystko dziękujcie Bogu! Dlaczego? Dlatego, że jeśli tego nie zrobicie, modlitwa nie wzniesie się do Boga, a wy zostaniecie ze swoimi narzekaniami.
Najlepszym prezentem jest dla mnie spotkanie z człowiekiem, który nie użala się nad sobą i nie narzeka, który nie wyraża wciąż swego niezadowolenia i narzekań, a mówi: „W porządku!”. Inni natomiast, gdy pada śnieg, mówią – „Oj, jak pada. Jak gdzieś tam dojdziemy?”; gdy jest gorąco – „Och, dziś nie ma czym oddychać, duszę się”; gdy pada deszcz – „Ojoj, wkrótce zginiemy tutaj od wilgoci, pokryje nas pleśń!”. I pytasz takiego człowieka, czego tak właściwie chce. Czego? Czego szuka?
Wiecie dlaczego tak postępujemy? Dlatego, że nie weszliśmy do tego „ogrodu”, który jest w naszym wnętrzu. Jeśli wejdziemy głęboko w swoją duszę i znajdziemy tam perłę, którą jest łaska Boża, to więcej nie będziemy się nad sobą użalać i nic nam nie będzie przeszkadzać. Wszystko w porządku! Nie jest winien już mąż (żona) ani dzieci, ani twoi rodzice. Problem leży w nas. Jeśli odnajdujemy wewnętrzny spokój, to wszyscy ludzie wokół nas stają się dobrzy. I nikt nam nie wadzi. Odgońcie od siebie wszystkie skargi i wówczas będziecie modlić się właściwie.
Myślę, że mężowie są skłonni do tego by mieć pretensje, ale zgodzicie się ze mną, niektóre kobiety robią to znacznie częściej:
- Moja żona chodzi do cerkwi, ale posiada pewną wadę. Jeśli możecie ojcze, powiedzcie jej, żeby przestała.
- Jaką wadę? Co jej mam powiedzieć?
- Tylko jedną, ojcze, tylko jedną i nasz dom w ciszy i modlitwie stałby się rajem.
- Powiedz więc, o czym mówisz.
- Żeby nie narzekała, żeby nie mamrotała bez końca, by skończyło się to, że ją wciąż wszystko drażni i wszyscy, i wszystko jest temu winne.
- Mógłbyś dać przykład? Chociaż jeden?
- Dam jeden, ale mógłbym wiele. Więc wracam z pracy i ze względu na to, że pracuję fizycznie, nie mogę surowo pościć. Jeśli nie zjem kawałka mięsa, na nogach nie ustoję! Ale powiem Ci Ojcze, że któregoś piątku żona podała mi schabowego i okazało się to dla mnie najprawdziwszą męczarnią. Jem, a ona chodzi wokół stołu i mówi bez ustanku . To narzeka, to oburza się, wszystko jest nie tak: „No jak ty jesz! Nie krusz! O której to wróciłeś do domu?”. Bez końca. Powiedziałem jej: „Kochanie, daj mi zjeść w spokoju! Ale nie! Mimo wszystko, ona swoje.”.
JEŚLI ODNALAZŁEŚ BOGA, TO DOWODEM NA TO JEST TWOJE SZCZĘŚCIE
„Ojcze, jeśli wziąć to wszystko pod uwagę, to ten kotlet zupełnie nie był dla mnie mięsny, a okazał się gorzej niż postny! Jestem przekonany, że Bóg zamienił ten kotlet na postny, dlatego że nie jadłem go spokojnie, tylko słuchałem narzekań i kłótni. I jak ta kobieta może się teraz modlić? O czym ona mówi Bogu? Chciałbym to zrozumieć! Co ona mówi Bogu, jeśli wszystko wokoło w czymś jej zawiniło?”
Kto modli się do Boga, ten jest zadowolony ze wszystkiego i wszystkich. I nikt mu nie wadzi. Jeśli odnalazłeś Boga, to dowodem na to jest twoje szczęście. Jesteś szczęśliwy? Jeśli jesteś szczęśliwy, to znaczy to, że znalazłeś radość, która bardziej niż inna radość oznacza wejście w kontakt z Bogiem, dotknięcie Go. A jeśli nie znalazłeś tej radości, to sprawiedliwie narzekasz, jesteś rozdrażniony, użalasz się nad sobą itp.
Archimandryta Andriej (Konanos)
Z języka bułgarskiego na rosyjski przetłumaczyła Stanka Kosowa
Wydział Teologii Uniwersytetu w Wielkim Tyrnowie
12 grudnia 2016
*W kwadratowych nawiasach dodatkowe wyjaśnienia tłumaczki polskiej wersji artykułu.
za: pravoslavie.ru
Wewnątrz nas znajduje się „ogród”, przestrzeń modlitwy, miejsce, w którym przestajesz myśleć o tym, jaki jesteś wspaniały, czy jesteś piękny, czy żonaty, czy masz pieniądze - wchodzisz tam, gdzie zupełnie nie istnieją myśli i działa już nie rozum, lecz dusza, wchodzisz głęboko w swe wnętrze. Gdy tam wchodzimy, kończą się wszelkie nasze kłopoty. Nawet bardzo ciężko chory na raka człowiek, gdy się pomodli i wejdzie do swego „ogrodu”, zrozumie: „Nie mam raka. Rak jest w czymś innym - w moim ciele, na mojej ręce, nodze, wątrobie, ale ja jako dusza modlę się i wchodzę do innego miejsca. Nie martwi mnie już ani rak, ani choroba, ani śmierć, czuję obecność Boga, który jest życiem, światłem, zdrowiem, miłością”.
MODLITWA TO NIE FANTAZJA, TO KONTAKT [STYCZNOŚĆ]* Z BOGIEM, ŻYJĄCYM W NASZYM SERCU
Święci odczuwają to bardzo mocno. Na przykład, gdy św. Nektariusz z Eginy modlił się, będąc głodnym, a nie jadł już od trzech dni, zastukano do jego drzwi, by przynieść mu strawę. Niczego nie usłyszał. Dlaczego? Ponieważ znajdował się w ogrodzie swej duszy.
Przebywał tam i niczego nie odczuwał, lecz my tacy nie jesteśmy. Modlimy się i za chwilę mówimy kapłanowi: „Och, moje dziecko! Co z nim będzie? Czy on kiedykolwiek się ożeni? Przecież wciąż jest nieżonaty! Mój syn nie ma pracy! Mój mąż choruje!”.
Przeszliśmy przez modlitwę, ale nasz niepokój nie zniknął. Modlimy się, ale większość z nas pozostaje sfrustrowana, wzburzona, przygnębiona, zdenerwowana, histeryczna. Wymyślamy sobie nawzajem i kłócimy się. I to wszystko po modlitwie. Jak to wyjaśnić? Przecież to dziwne - wchodzimy do świątyni, modlimy się - i zamiast spokoju, pozostajemy wciąż w napięciu.
Rzecz w tym czy faktycznie się modliliśmy. A może wcale się nie modliliśmy? Może powtarzaliśmy jakieś słowa jak papugi, nie rozumiejąc ich? Niektórzy mówią: „Ojcze nasz, który jesteś w niebie! Niech się święci imię Twoje…” – i za chwile powiadają: „Odczuwam taką samotność!”.
A przed chwilą powiedział: „Ojcze nasz”, to znaczy Mój Ojcze, Boże mój. Lecz nas to w ogóle nie dotyka, jak gdyby padał deszcz, a my trzymamy parasol i deszcz ścieka gdzieś obok. Nie możesz przecież wzywać: „Ojcze nasz!” i za chwilę mówić: „Czuje się taki samotny, niepotrzebny, nikt mnie nie kocha!” Znaczy to, że twoja dusza nie dotknęła Boga, nie spotkała się z Nim, nie wszedłeś jeszcze do „ogrodu”, pozostajesz na zewnątrz, na powierzchni, pośród swych zamierzeń, myśli, w swym szaleństwie.
Ja – to nie są moje myśli. Nasze myśli mogą doprowadzić nas do szaleństwa, dlatego też niektórzy z nas chodzą spać o północy, po obejrzeniu wszystkich filmów, seriali, tureckich i greckich i na koniec, zmęczeni mówią: „Pójdę już spać!”. Dlaczego się śmiejecie? Przecież to prawda, niektórzy bardzo często oglądają telewizję. I tak, idziesz spać o północy, ale zasypiasz dopiero o 1.30.
- Dlaczego nie możesz usnąć?
- Nie mogę, myślę - odpowiada mi kobieta.
- Ale o czym ty myślisz?
- O tym co będę robić, o przyszłości dzieci, o pracy, o zdrowiu, o tym co będzie z nami jutro!
- I co to ostatecznie jest? – zapytałem.
- To myśli i zamiary.
- Pokaż mi, gdzie one są? Może są tu lub tam? Nie, one nie istnieją. Pozostają w naszym umyśle, to nasze fantazje.
Modlitwa chce położyć temu kres. A wyobraźnia przynosi nam cierpienie.
Modlitwa to nie fantazja, ale zespolenie z Bogiem, mieszkającym w naszym sercu. W Piśmie Świętym jest napisane: „Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (…)” (Dz 17, 28). Poruszamy się, żyjemy i oddychamy w Bogu. Bóg jest tutaj. W jaki sposób On jest tutaj obecny, nie wiem, ale On jest i my jesteśmy w Nim, a On jest w nas – jego miłość, ciepło, błogosławieństwo, miłosierdzie. On jest wszędzie - w twoim pokoju, sypialni, w kuchni, na dworze i na ulicy, w metrze – gdziekolwiek byś nie poszedł, możesz poczuć, że Bóg jest obok.
Zaglądasz czasem do lustra, by zobaczyć, co ono pokazuje? A wychwalasz Boga za to, co widzisz?
Ktoś mi powiedział: „A cóż ja tam widzę?” Widzisz siebie. Dlatego, gdy patrzysz na siebie, pomódl się i powiedz: „Boże mój, dziękuję Ci za to, co widzę! Ty mnie stworzyłeś i Ty mi dałeś życie!”.
Podziękuj, za to gdzie byłeś jeszcze kilka lat temu i gdzie będziesz za kilka lat. Za każdą zmarszczkę, którą widzisz, mów Bogu: „Dziękuję! Dlatego, że w ciągu całego swego życia przeszedłem wiele i dojrzałem. Zmarszczki są dobre, bo skrywają wielką historię, ogromny ból, wielką walkę”.
Jak powiada św. Nikodem Hagioryta, modlitwę możesz wypowiadać w ciągu dnia z dowolnego powodu. I wiecie jak nazywa te modlitwy? Strzelającymi, ponieważ są jak strzały. Wysyłasz strzałę Bogu, kierujesz do Niego maleńką modlitwę. Poświęcasz na to minutę rano, minutę koło piekarnika, minutę, gdy czekasz na autobus. Gdzie byś nie był, wszędzie możesz się modlić.
Pewna dama łuskała fasolę i przy każdej fasolce wznosiła modlitwę – za swe dzieci, za bliskich, wymieniając ich imiona: „Jezu Chryste, zmiłuj się nad służebnicą Twoją taką to, a taką” – na myśl przychodziły jej różne imiona.
Jej dusza szybko rozgorzała dzięki modlitwie. Lecz później na myśl przyszła jej teściowa i modlitwa nagle się przerwała, rozum znów dał znać o sobie. Rozum to powierzchowność, a głęboko „w ogrodzie” jest modlitwa. I wiecie co jej podpowiedział rozum? „Teściowa sprawiła, że twoje życie stało się nie do zniesienia. Niemożliwe, że będziesz się za nią modlić”.
Ale o ile jej dusza była już poruszona modlitwą i przebywała „w ogrodzie”, to dama nie skupiła się na nienawiści ani na niechęci czy gniewie, lecz co powiedziała? „Panie Boże, zmiłuj się nad nią! Pomóż jej! Ponieważ czuję z nią w tej chwili jedność!”.
Modlić się prawdziwie oznacza odczuwać jedność ze wszystkimi - z mężem, żoną, dziećmi, sąsiadami, bliźnimi, ze wszystkimi, którzy sprawiają nam w tym życiu ból, przez których cierpimy.
NASZE DUSZE W SWYM WNĘTRZU KOCHAJĄ SIĘ NAWZAJEM, ALE ROZUMY SIĘ NIE ZNOSZĄ
Gdy mąż wraca z pracy i nie możesz mu powiedzieć dobrego słowa, oznacza to, że modlitwa, którą wypowiedziałaś nie przeobraziła cię, nie zmieniła i jeszcze nie dotknęła. Gdy Boża modlitwa dotknie cię i przemieni, wówczas powinnaś odczuwać miłość wobec wszystkich. Nie przymusowo, lecz żeby modlitwa wypływała z głębi ciebie. Na przykład, żeby modląca się kobieta czuła, że wspólnie z mężem stanowi jedność: „Dzięki temu człowiekowi stałam się żoną, urodziłam swoje dzieci, założyłam rodzinę, mam dom i mogę kochać”.
Wiedzcie, że nasze dusze w swym wnętrzu kochają się nawzajem, ale rozumy się nie znoszą. Dlatego, gdy kończy się Święta Liturgia, kogokolwiek byś obok siebie nie zobaczył, kochasz go. Ale po 15 minutach zaczynasz przypominać sobie, co ci ten człowiek zrobił i jaki jest. Więc kto znów zaczął brać górę? Nasz rozum, myśli, to, czego nauczyło nas społeczeństwo: „Z tym nie rozmawiaj! Trzymaj się od niego z daleka! Temu odpłać pięknym za nadobne! A tego ukaż!”.
Lecz nasza dusza kocha wszystkich. Dlatego małe dzieci kochają wszystkich, dla nich nie ma „swoich” i „obcych”. Jeśli powiesz dziecku: „Tylko nie mów babci, że schowaliśmy pieniądze do szafy!” – ono z pewnością pójdzie i powie jej o tym. Zrobi tak, dlatego że dzieckiem kieruje nie rozum, ale dusza. A dusza nie zna granic - ten jest dobry, ten jest przyjacielem, a ten jest zły i obcy, wróg! Dziecko kocha wszystkich.
Dlatego też głęboko w duszy nikogo nie nienawidzisz. Przecież nienawidzimy, czujemy niechęć tylko zewnętrznie. Dlatego twierdzę, że gdy nauczymy się modlić, będziemy lubić również trudnych ludzi. Staną się dla nas sympatyczni i zrozumiemy, dlaczego postępują tak, a nie inaczej.
Pewna kobieta powiedziała swemu ojcu duchowemu:
- Ojcze, nie mogę kochać Boga, ponieważ Go nie widzę! Gdzie mam Go doświadczyć, jak poczuć w swej modlitwie? Nawet gdy przychodzę do Eucharystii, nie czuję Go. Nie rozumiem kim jest Bóg. Gdzie mam Go doświadczyć?
- Masz rację – odparł ojciec. Niełatwo pokochać Boga, ponieważ jest niewidzialny. Ale ty pokochaj choć cokolwiek, co widzisz, zacznij od czegoś namacalnego, uchwytnego. Kochasz coś w swym życiu?
- Jestem samotna.
- A co kochasz? Masz cokolwiek takiego?
- Powiem ojcu, ale proszę nie ganić mnie, to nie jest zbyt duchowe. Tak, jest coś, co bardzo kocham.
- A co to jest?
- Mam psa, ojcze. I właśnie jego kocham.
- To dobrze, słuchaj więc. Zaczniesz od tej małej miłości. Przecież go kochasz, karmisz, myjesz, czeszesz, dbasz o niego, a znaczy to, że wychodzisz poza swoje „ja”, myślisz o innym stworzeniu i kochasz je. Tak też nauczysz się kochać Boga. To znaczy, nauczysz się dbać o kogoś innego. Człowiek, który jest ukierunkowany tylko na swoje „ja”, na własne problemy, nie może pokochać, nie może zbliżyć się do Boga. Dlatego wiele kobiet modli się o swoje dzieci, a wiele dzieci chodzi do cerkwi dla swoich babć.
DOWODEM NA TO, ŻE MODLITWA DOTKNĘŁA NAS [ZADZIAŁAŁA], JEST SPOKÓJ
W szkole, w której uczę, pewne dziecko powiedziało mi: „Ojcze, chodzę do cerkwi, dlatego że zdrowie mojej babci jest zagrożone i robię to dla niej, żeby Bóg ją uzdrowił”.
Jest to jeden ze sposobów, by zbliżyć się do modlitwy – dzięki komuś innemu. Pomódl się za kogoś innego, jeśli nie możesz za siebie - za swoje dziecko, męża, za kogoś, kogo ograbiono i zabito. Dobrze jest modlić się za innych, żeby wprowadzić ich do swej miłości, do Bożej miłości i aby uspokoić się po modlitwie, by spać po nocach.
I jeśli dziecko wciąż nie wraca do domu, pomódl się i powierz je Bogu. Ale my [zazwyczaj] nie ufamy Bogu. Modlimy się, a nasze serce ze strachu wyskakuje nam z piersi. Prawdziwa modlitwa oznacza, że „postawiłem swoje dziecko przed Golgotą; zobaczyłem Chrystusa, który je obejmuje i otacza Swym świętym światłem Zmartwychwstania. Zostawiłem swoje dziecko Bogurodzicy i poszedłem spać. Nic nie poradzę, gdy będę czuwał, gdy będę wydzwaniał i wciąż je kontrolował”.
Dowodem działania modlitwy jest spokój. Jesteś spokojny po tym, jak się pomodliłeś? Wówczas jesteś na właściwej drodze. Jesteś wzburzony, zaniepokojony? Popatrz na siebie. Bywa z nami tak, że zamiast samemu się uspokoić, zaczynamy niepokoić Boga. Pamiętacie jak łódka z apostołami zaczęła tonąć i był na niej Chrystus? Co robił Chrystus, gdy łódź była zagrożona? Spał. Co to oznacza? Był spokojny. Dlaczego? Dlatego, że całkowicie oddał siebie Ojcowskiej miłości.
Uczniowie widzieli, że Chrystus śpi i zamiast brać z Niego przykład i uspokoić się, zrobili to, co robimy my wszyscy – zbudzili Go i powiedzieli: „Przepraszamy bardzo! Ale czy nie obchodzi Cię to, że toniemy i ogrania nas rozpacz? Zbudź się, by wziąć choć trochę naszego stresu i paniki na siebie!”.
I zamiast pójść za przykładem Chrystusa i uspokoić się, apostołowie chcieli przekazać mu swoje własne zdenerwowanie. „Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?” (Mt 8,26).Chrystus wyciągnął rękę i wszystko ucichło - jezioro, wicher i fale.
To tajemnica – zdać się w modlitwie na Boga we wszystkich swych problemach i uspokoić się. Uspokój się. W przeciwnym razie zbyt wcześnie się starzejemy, chorujemy, zadręczamy się. To atakuje, rani nasze ciało. Zaczyna się ból głowy, bóle żołądka i inne niezrozumiałe dolegliwości; skacze ciśnienie, wzrasta cukier – pojawiają się kłopoty ze zdrowiem spowodowane silnym przeżywaniem, zamartwianiem się. A cóż oznacza przeżywanie? Znaczy to, że nie wchodzimy w kontakt z Bogiem, nie dotykamy Go [nie jesteśmy blisko Niego].
Ktoś powiedział mi: „Bóg jest dobry, ale jeśli ja niczego nie zrobię? Odpowiedziałem: Rób! Ot co zrób – zdaj się na Boga! Przedstaw problem Bogu! A co innego możesz jeszcze zrobić?”.
Pewna kobieta właśnie w taki sposób postąpiła ze swoim synem, a on mi powiedział:
- Ojcze, chcę znaleźć dziewczynę, ale nie mogę!
- A to dlaczego?
- Gdy tylko którąś poznam, po tygodniu, dwóch wszystko się rozpada.
- A chcesz się żenić?
- Nie, nie chcę. Ale chciałbym się trochę zabawić, jestem przecież młody. Ojcze, mógłbyś mi pomóc?
- Co powinienem zrobić? Nie zrozumiałem.
- Wyjaśnij mi, dlaczego nic mi nie wychodzi!
Jego matka stała z przodu i później w tajemnicy opowiedziała mi o nim:
„Ojcze, powiedzieć Wam, o co tutaj chodzi? To ja stoję za całą tą historią. Opowiem, jak było wcześniej. Początkowo traciłam rozum. Wciąż go kontrolowałam - gdzie idzie, z kim, podkradałam telefon, żeby w tajemnicy sprawdzić SMS-y, grzebałam w jego rzeczach. Koniec końców zmęczyłam się. Pewnego razu, podczas modlitwy do św. Haralampiusza, złożyłam obietnicę i powiedziałam: „Św. Haralampiuszu, jestem zmęczona. Teraz proszę cię, gdy syn postępuje niewłaściwie, przeszkadzaj mu, niszcz wszystko! Ale gdy zechce się żenić, spoważnieje i zechce założyć prawdziwą rodzinę, to proszę Cię, otwórz przed nim wszystkie drzwi”. Otrzymała wewnętrzne upewnienie.
„Od tego momentu uspokoiłam się, i niech robi co chce!” – powiedziała.
I tak to było, do momentu, gdy przyszedł czas i syn powiedział jej: „Znudziło mi się wałęsanie się i szukanie szczęścia to tu, to tam!”.
I wówczas wszystko ułożyło się w doskonały sposób. Dowód na żywą modlitwę – spokój duszy. Przy tym wszystkim ta kobieta nie spała wiele. Pewnego razu jej mąż powiedział mi: „Ojcze, powiedz jej, żeby spała w łóżku. Budzę się około czwartej i widzę ją śpiącą na podłodze. Modli się i ze zmęczenia zasypia na podłodze”.
To są właśnie cuda modlitwy. Jeśli chcesz zobaczyć cud, należy poświęcić się modlitwie, oddać swój czas, serce, spokój, modlić się na czotkach. Ale my nie mamy na to czasu, ponieważ cały dzień zajmujemy się czym popadnie, tylko nie modlitwą - zakupami, pracą, przygotowaniami, stresami, telewizją, filmami, serialami. A modlitwa? Nie zdążamy, już ziewamy. Idziemy spać i żegnamy się: „Dobrze, spokojnej nocy!”.
A później dziwimy się: „Dlaczego Bóg nie dokonał cudu?”. A jak On ma to zrobić? Żeby mógł to zrobić, musimy zawierzyć siebie Bogu.
Jeśli już tak zupełnie nie macie czasu na modlitwę, włóżcie modlitwę we wszystko co robicie. Módlcie się w trakcie pracy, w drodze, wszędzie, gdzie się znajdujecie. Kładąc się spać, zmówcie modlitwę w głębi duszy i powiedzcie: „Chryste, pobłogosław mnie, wybacz mi, pomóż moim dzieciom. Dziękuję Ci za wszystko!”.
Święci powiadają, byś modlił się również oddechem, przy pomocy swego oddechu. Jednakże, to dość wysoki poziom – róbcie to przez 5 minut, nie więcej. To znaczy, gdy robisz wdech, mów – „Panie Jezu Chryste” [«Господи Иисусе Христе»], a na wydechu – „Zmiłuj się nade mną” [«Помилуй мя»] – koncentrując się na swoim oddechu i na niczym więcej. Tutaj potrzebna jest koncentracja, w przeciwnym razie nie zobaczysz cudu, nie poczujesz tego „ogrodu”, który skrywasz głęboko w sobie.
Potrzebna jest jeszcze wiara. Na przykład dziewczyna ma pewien problem i chce wyzdrowieć. Idzie do lekarza, modli się, ale po drodze mówi sobie: „Trudna sprawa! Nie sądzę, że uda mi się wyzdrowieć!”. I to wszystko nie pomaga, bo ona nie ma wiary. Wierzyć – znaczy widzieć zdrowie, które Bóg już Ci posyła; wierzyć modląc się, znaczy widzieć, jak zbliża się twój zięć, którego oczekujesz dla swej córki, a nie mówić: „Och, przez co przeszliśmy! Przecież to niemożliwe, by ona wyszła za mąż!”. A w czasie trwania problemu modlić się.
Bardzo ważne jest wierzyć w cud. Nie masz dziecka? Wierz, że urodzisz dziecko i tak też się módl. Wyrośliśmy, nie wierząc we własne siły: „Nie uda ci się! Pomylisz się! Niemożliwe, żeby to ci się udało”. Zmusili nas, byśmy czuli się poniżeni, bezwartościowi, byśmy wierzyli, że w naszym życiu wszystko pójdzie byle jak. Niektórzy nawet przeklinali swoje dzieci: „Żebyś szczęścia nigdy nie zaznał!”.
Koniec końców w to uwierzyliśmy. W co? Że nie będziemy szczęśliwi. „Nie mogę, nie uda mi się, jestem sam, nie mam sił!”.
Uwierzyłeś w to tak silnie, że teraz, gdy modlisz się, nie masz nadziei. To bardzo smutne. W tym skrywa się przyczyna tego, że dziś w wyniku modlitwy nie dzieją się cuda. Nie mamy żywej nadziei na to, o co się modlimy. To widać po dziewczynach, które chcą wyjść za mąż. Jedne żyją w oczekiwaniu, inne ogarnia rozpacz:
- Och, Ojcze, jestem zmęczona. Nie wychodzi mi, nie uda mi się wyjść za mąż.
- Dlaczego tak mówisz? Gdzie twoja wiara?
- Próbowałam kilka razy, ale nic mi nie wychodzi.
Nie mów: „Nic nie wychodzi!” - ponieważ jeśli tak powiesz, Bóg odpowie: „Moje dziecko, według wiary twojej niech ci się stanie!”.
Powiedz, w co ty wierzysz? W porażkę? Więc nic ci się nie uda. Twoje dziecko idzie na egzamin? Wierz, że ono zda, miej nadzieję, patrz na to [oczami wyobraźni], dotykaj tego wiarą. To wielka sprawa.
Podoba mi się bardzo cud, którego Chrystus dokonał dziesięciu trędowatym. Zanim ich wyleczył, powiedział: „Idźcie, pokażcie się kapłanom!” (Łk 17, 14). Oni byli trędowaci. A Chrystus mówi:
- Chcecie, bym was uleczył?
- Tak, Panie!
- Więc idźcie do kapłanów i pokażcie, że zostaliście uzdrowieni.
Nie widzicie tutaj niczego absurdalnego? Przecież Chrystus jeszcze ich nie uzdrowił. Oni byli trędowaci, a Pan mówi im: „Idźcie!”. Ja powiedziałbym Chrystusowi: „Żebym poszedł i co pokazał? Przecież mam trąd! Uzdrów mnie teraz, bym później poszedł i pokazał, że jestem wyleczony”.
Jednak Chrystus powiedział: „Nie! Idźcie zanim was uzdrowię!”.
Co to znaczy? Uwierzcie w to! Poczujcie to! I oni uwierzyli i powiedzieli: „Idziemy!”.
W Piśmie Świętym napisano: „A gdy szli, zostali oczyszczeni.”(Łk 17, 14). Gdy szli, ich wiara w duszy nie podpowiadała im – „Nie wyzdrowiejemy! Cóż my takiego robimy? Przecież to absurd!”. Nie! Wierzę i moja wiara zrasza me serce. Moje serce rozkwita, pragnę mojego zdrowia.
To wielka rzecz.
Dlatego też wszyscy lekarze mówią, że człowiek, który wierzy w Boga i ma taką modlitwę – nieważne czy idzie do lekarza, na operację czy przyjmuje leki – przechodzi on rekonwalescencję dużo szybciej niż inni, dlatego że jego dusza rozkwita za sprawą wiary. Ten człowiek żywi nadzieję, oddala od siebie przygnębienie, depresję, rozczarowanie, które podpowiada, że nic mu w życiu nie wychodzi i że jego życie pogrążone jest w całkowitym mroku.
ZACZNIJ OD WYCHWALANIA, PRZECIWSTAW SIĘ POKUSIE NARZEKANIA
Jeśli będziesz twierdzić, że twoje życie jest mroczne i w to uwierzysz, to twoje życie takie właśnie będzie. Dlatego gdy budzisz się rano i sąsiadki pytają, co nowego, nie odpowiadaj: „A co tam może być nowego? Nic, stara bieda. A cóż robić? Wszystko to samo, jeden wielki koszmar”. Nie mów tak. Wiesz dlaczego? Dlatego, że to wszystko słyszy twoje ciało. Wszystkie twoje komórki to słyszą i jeśli 365 dni w roku powtarzasz, że jesteś nieudacznikiem, że twoje życie jest ciężkie, że nic ci nie wychodzi, to koniec końców, to w ciebie wchodzi i cię wypełnia. Dlatego mów: „Sława Bogu! Wszystko będzie dobrze! Bóg zawsze mnie obdarowuje!”.
Dlatego Cerkiew mówi: „Modlisz się? Zacznij do wychwalania Boga [okazania wdzięczności Bogu] i staw czoła pokusie narzekania”. Bez narzekania, za to z wdzięcznością!
Niektórzy mówią, że nie ma za co być wdzięcznym! Nie, oczywiście, że jest, powiedz: „Sława Bogu!”. Masz za co dziękować! Powiedz: „Sława Bogu”, a on pośle ci to, czego potrzebujesz.
Wychwalanie, dziękowanie, prośba. Zacznij od wychwalania Boga, podziękuj Mu za to, co ci dał – przecież otrzymaliśmy od niego tak wiele - oddychamy, widzimy, chodzimy, stoimy na własnych nogach, myślimy, nie cierpimy na chorobę Alzheimera, bo w przeciwnym razie zgubilibyśmy się gdzieś po drodze. A jeśli jesteście tutaj, w tej sali, i nie wyszliście jeszcze, to znaczy, że wiecie, gdzie jesteście, a to znaczy - wszystko u mnie dobrze, Sława Bogu!
A przyjmować lekarstwa na ciśnienie, to nic takiego, mówcie: „Sława Bogu, że w naszych czasach są tabletki!”. Dlatego, że w przeszłości ich nie było i ludzie męczyli się, cierpieli. Za wszystko dziękujcie Bogu! Dlaczego? Dlatego, że jeśli tego nie zrobicie, modlitwa nie wzniesie się do Boga, a wy zostaniecie ze swoimi narzekaniami.
Najlepszym prezentem jest dla mnie spotkanie z człowiekiem, który nie użala się nad sobą i nie narzeka, który nie wyraża wciąż swego niezadowolenia i narzekań, a mówi: „W porządku!”. Inni natomiast, gdy pada śnieg, mówią – „Oj, jak pada. Jak gdzieś tam dojdziemy?”; gdy jest gorąco – „Och, dziś nie ma czym oddychać, duszę się”; gdy pada deszcz – „Ojoj, wkrótce zginiemy tutaj od wilgoci, pokryje nas pleśń!”. I pytasz takiego człowieka, czego tak właściwie chce. Czego? Czego szuka?
Wiecie dlaczego tak postępujemy? Dlatego, że nie weszliśmy do tego „ogrodu”, który jest w naszym wnętrzu. Jeśli wejdziemy głęboko w swoją duszę i znajdziemy tam perłę, którą jest łaska Boża, to więcej nie będziemy się nad sobą użalać i nic nam nie będzie przeszkadzać. Wszystko w porządku! Nie jest winien już mąż (żona) ani dzieci, ani twoi rodzice. Problem leży w nas. Jeśli odnajdujemy wewnętrzny spokój, to wszyscy ludzie wokół nas stają się dobrzy. I nikt nam nie wadzi. Odgońcie od siebie wszystkie skargi i wówczas będziecie modlić się właściwie.
Myślę, że mężowie są skłonni do tego by mieć pretensje, ale zgodzicie się ze mną, niektóre kobiety robią to znacznie częściej:
- Moja żona chodzi do cerkwi, ale posiada pewną wadę. Jeśli możecie ojcze, powiedzcie jej, żeby przestała.
- Jaką wadę? Co jej mam powiedzieć?
- Tylko jedną, ojcze, tylko jedną i nasz dom w ciszy i modlitwie stałby się rajem.
- Powiedz więc, o czym mówisz.
- Żeby nie narzekała, żeby nie mamrotała bez końca, by skończyło się to, że ją wciąż wszystko drażni i wszyscy, i wszystko jest temu winne.
- Mógłbyś dać przykład? Chociaż jeden?
- Dam jeden, ale mógłbym wiele. Więc wracam z pracy i ze względu na to, że pracuję fizycznie, nie mogę surowo pościć. Jeśli nie zjem kawałka mięsa, na nogach nie ustoję! Ale powiem Ci Ojcze, że któregoś piątku żona podała mi schabowego i okazało się to dla mnie najprawdziwszą męczarnią. Jem, a ona chodzi wokół stołu i mówi bez ustanku . To narzeka, to oburza się, wszystko jest nie tak: „No jak ty jesz! Nie krusz! O której to wróciłeś do domu?”. Bez końca. Powiedziałem jej: „Kochanie, daj mi zjeść w spokoju! Ale nie! Mimo wszystko, ona swoje.”.
JEŚLI ODNALAZŁEŚ BOGA, TO DOWODEM NA TO JEST TWOJE SZCZĘŚCIE
„Ojcze, jeśli wziąć to wszystko pod uwagę, to ten kotlet zupełnie nie był dla mnie mięsny, a okazał się gorzej niż postny! Jestem przekonany, że Bóg zamienił ten kotlet na postny, dlatego że nie jadłem go spokojnie, tylko słuchałem narzekań i kłótni. I jak ta kobieta może się teraz modlić? O czym ona mówi Bogu? Chciałbym to zrozumieć! Co ona mówi Bogu, jeśli wszystko wokoło w czymś jej zawiniło?”
Kto modli się do Boga, ten jest zadowolony ze wszystkiego i wszystkich. I nikt mu nie wadzi. Jeśli odnalazłeś Boga, to dowodem na to jest twoje szczęście. Jesteś szczęśliwy? Jeśli jesteś szczęśliwy, to znaczy to, że znalazłeś radość, która bardziej niż inna radość oznacza wejście w kontakt z Bogiem, dotknięcie Go. A jeśli nie znalazłeś tej radości, to sprawiedliwie narzekasz, jesteś rozdrażniony, użalasz się nad sobą itp.
Archimandryta Andriej (Konanos)
Z języka bułgarskiego na rosyjski przetłumaczyła Stanka Kosowa
Wydział Teologii Uniwersytetu w Wielkim Tyrnowie
12 grudnia 2016
*W kwadratowych nawiasach dodatkowe wyjaśnienia tłumaczki polskiej wersji artykułu.
za: pravoslavie.ru