publicystyka: Świętość – to nie bezgrzeszność i nie doskonałość

Świętość – to nie bezgrzeszność i nie doskonałość

tłum. Michał Diemianiuk, 27 kwietnia 2017

Kiedy człowiek staje się świątynią

Pamiętam, jak pewnego razu z parafianami naszej świątyni – wtedy jeszcze służyłem w cerkwi ku czci ikony Matki Bożej „Ukoj moje smutki” – pojechaliśmy do Pustelni Optyńskiej. Przewodnikiem była tam kobieta. Opowiadała o optyńskich starcach. Powiedziała między innymi taką rzecz: Wiadomo, że optyńscy starcy często dostawali dar przepowiadania przyszłości, byli światłymi ludźmi. Kiedy skończyła swoją opowieść, musiałem się wtrącić i poprawić jej monolog, mówiąc o tym, że niewątpliwie celem chrześcijańskiego dążenia do duchowej doskonałości (cs. podwig) nie może być ani „stworzenie nimbu ”, ani przepowiadanie przyszłości, ani też zdolność ujrzenia tego, co znajduje się w tajemnicy ludzkiego serca. To wszystko jest zupełnie fałszywym przedstawieniem świętości. To, że optyńscy starcy mogli powiedzieć komuś coś o jego przyszłości, albo to, że niektórzy pielgrzymi rzeczywiście widzieli niestworzone światło, które oświecałotych świętych, jawiło się jako skutek ich duchowego doskonalenia się, ale w żadnym wypadku nie jako celżycia i trudów.

Kiedy mówimy o świętości, musimy przede wszystkim zrozumieć, czym ona właściwie jest. Świętość to nie bezgrzeszność, to nie chrześcijańska doskonałość jako taka, to nie nieobecność u człowieka niedostatków właściwych mu z powodu natury. Więc co to takiego, jak to opisać?

Najlepsze porównanie, jakie można tu przywołać, będzie nawiązywało do budowy świątyni. Oto powstaje świątynia: z cegieł budują się ściany, następuje ich wykończenie, zajmują swoje miejsce świeczniki, ikony. Jednak to wciąż jeszcze tylko budynek, który musi stać się cerkwią. W końcu następuje moment, kiedy świątynia zostaje wyświęcona i zaczynają się w niej odbywać nabożeństwa. To samo można powiedzieć o człowieku: oto buduje po cegiełce fundament, ściany swojego chrześcijańskiego życia, prowadzi pewne wewnętrzne wykończenie, pracuje nad sobą. Aleświętym zostaje on nie wtedy, gdy osiąga w tym wszystkim określony „poziom”, a wtedy, kiedy jego serce, gotowe przyjąć łaskę, jest nią napełniane. Św. biskupIgnacy (Brianczaninow) nazywał to „namaszczeniem przez Ducha”. Pisał o tym, że w życiu ludzi, którzy są wysławieni w zastępach świętych, najczęściej można zauważyć dwa etapy: do jakiegoś czasu pełnili oni po prostu duchowy trud, a potem na ich trudzeniu się leżała już pieczęć Bożego namaszczenia. Otymsamymmówił teżświęty mnichWarsonofiusz Wielki. Odpowiadając na pytanie, w jaki sposób mogli zbłądzić święci, zwracał on uwagę na to, że to lub inne dzieło duchowe mogło być napisane, kiedy przyszły święty dopiero zaczynał swoją duchową pracę. W określonych okresach czasu mogły występować u niego pewne zbłądzenia, a następnie, osiągnąwszy świętość, nie pomyślał, aby pomodlić się o to, żeby Bóg odkrył mu, na ile wierne lub fałszywe były jego poprzednie mniemania. ŚwiętyWarsonofiuszrównież rozróżnia dwa takie okresy. Pierwszy-kiedy człowiek jest jeszcze w swoim zwykłym, powiedzmy ludzkim stanie i drugi-kiedy w jego życiu w widoczny sposób przejawiało się Boże namaszczenie Duchem Świętym.

Wiemy, że początkowo w każdym z nas, od momentu chrztu i bierzmowania, przebywa zalążek, dar łaski Ducha Świętego. Wszyscy bowiem jesteśmy powołani do tego, by dać tej łasce możliwość działania w maksymalnej dla nas pełni. Właściwie jest to powód, dla którego podejmujemy próbę wzniesienia się na wyżyny duchowych możliwości i dla którego ponosimy trud. ŚwiętySerafimSarowski mówił, że celem życia chrześcijanina jest zyskanie Ducha Świętego. Jednak należy pamiętać, że z terminologicznego punktu widzenia wygląda to nieco inaczej. Zyskać można to, co jeszcze nie zostało dane, a Duch Święty jest nam już dany. Oznacza to, że człowiek w sakramencie bierzmowania otrzymuje w duchowym planie wszystko, co tylko może w swoim życiu otrzymać. Nie można do tego już nicdodać, gdyż jest to cała pełnia Boskości. Można natomiast przygotować się do tego, żeby nastąpiło w nas otworzenie tego daru –temu powinno być poświęcone życie chrześcijanina.

W Ewangelii możemy znaleźćprzypowieść o człowieku, który odnajduje drogocenną perłę i sprzedaje wszystko po to, żeby nabyć kawałek ziemi, gdzie jest ona ukryta (Mt 13,44). Ta perła to łaska Ducha Świętego, a ten przykład wyrzeczenia się wszystkiego dla zyskania jednego, ale najcenniejszego, jest wzorem życia, które prowadzi człowieka do otwarcia daru łaski. Tak więc główną sprawą jest nie zyskanie, a odrzucenie – wszystkiego, co przeszkadza darom Ducha Świętego objawiać się w nas.

Święty Grzegorz Synajski, mówiąc o tym, przywołuje inną analogię. Porównuje dar Świętego Ducha do kamienia szlachetnego, pogrzebanego w stercie śmieci. Kamień szlachetny nie ulega zniszczeniu, przebywa wewnątrz nas w całym swoim pięknie. Ale żeby mógł zajaśnieć w słońcu, należy dniem i nocą, przez całe życie usuwać śmieci, którymizawalona jest nasza dusza; śmieci, na które składają się grzeszne zachcianki i przyzwyczajenia, błędy, których jeszcze nie naprawiliśmy. Można powiedzieć, że kiedy człowiek staje do walki z namiętnościami, staje tym samym na drodze prowadzącej do świętości.

Cel życia – zostać świętym?


Tu należy od razu zrobić pewne zastrzeżenie. Bóg chce, abyśmy stali się świętymi.Jednak jeśli człowiek na początku swego chrześcijańskiego życia mówi sobie, że jego celem jest zostać świętym, to praktycznie na pewno nigdy nim nie zostanie. Paradoks polega na tym, że niemożliwym jest znaleźć świętego, który uważa się za świętego.

Dlaczego? Rzecz w tym, że im bardziej człowiek zbliża się do Boga – zbliża się rzeczywiście, a nie w swojej wyobraźni – tym bardziej w Jego światłości widzi swoją niedoskonałość, skażenie swojej duszy i jestestwa przez grzech. W oczach innych może on być wielkim sprawiedliwym, ale w swoich własnych będzie ostatnim grzesznikiem. Kiedy święci mówili o tym, że nie uczynili nic dobrego, w żaden sposób nie „biednieli”, nie chcieli pokazać się pokornymi – oni rzeczywiście czuli i widzieli się właśnie takimi. Nawet podczas jednego z Soborów stwierdzono, że zostaną wyklęci ci, którzy sądzą, że święci tylko ze względu na pokorę nazywali się grzesznikami.

Istnieje jeszcze jedno wyjaśnienie, tłumaczące dlaczego nie wolno stawiać przed sobą celu stania się świętym. Królestwo Boże wewnątrz człowieka otwiera się nie jakimś widocznym dla niego sposobem, co więcej, kiedy człowiek przysłuchuje się swoim odczuciom i myśli, że w nim „już coś jest”, to sama taka myśl przeszkadza temu zaistnieć. Jak mówili święci ojcowie, pozorne przeszkadza istnieć pozornemu. To, co człowiek mniema o sobie, nie może w nim być. To paradoks, ale właśnie taka jest prawidłowość życia duchowego.

Wolą Bożą jest uświęcenie wasze

Kiedy człowiek próbuje wypełniać Ewangelię w swoim życiu – a wypełnianie Ewangelii jest znowuż drogą do świętości – to rozumie, jak jest to trudne. Człowiek czyta dzieła świętych ojców, pateryki, a tym samym nie może ujść jego uwadze to,w jaki sposób udoskonalali się duchowodawni święci - jaki był ich post, jakie było ich czuwanie, jaka była miara ich samowyrzeczenia. Dla dawnych chrześcijan często zwyczajną, codzienną pracą duchową było to, o czym współczesnemu człowiekowi trudno jest dziś myśleć, a co dopiero wypełnić. I kiedy to widzimy, bardzo trudno jest uchronić się od myśli, że w żaden sposób nie możemy naśladować tych ludzi. Ale to, co przy tym nie powinno pozwalać nam rozpaczać i wpaść w smutek, to zupełnie prawdziwa myśl o tym, że w o wiele większym stopniu, niż my sami, naszej świętości, naszej czystości, naszej doskonałości pragnie i szuka Pan Bóg. Apostoł Paweł mówi: Wolą Bożą jest uświęcenie wasze (1 Tes 4,3). Zwróćmy uwagę, że nie mówi on - Waszym pragnieniem powinna być wasza świętość – bowiem właśnie wolą Bożą, a nie ludzką jest to, abyśmy byli świętymi.

Człowiek to zadziwiająca istota. Bardzo często czegoś pragnie – albo przynajmniej twierdzi, że pragnie – i w równej mierze nic ku temu nie robi. Ale nie można, a nawet jest to niemożliwe, z takim nastawieniem podchodzić do tego, czego oczekuje Bóg. Jeśli Bóg czegoś chce, jeśli ku czemuś jest Jego wola, to niewątpliwie czyni wszystko w taki sposób, żeby ta wola została zrealizowana. I dlatego jeśli Bóg chce, żebyśmy byli świętymi, to jest od nas wymagane tylko jedno - pracować nad sobą, żeby tę wolę przyjąć. Bóg zaś ze swojej strony, w przeciągu całego naszego życia, dzień za dniem, minuta za minutą, tworzy dla nas sytuacje, w których możemy przyjąć na siebie ten trud.

Jak mamy nauczyć się postrzegać dążenie do świętości właśnie jako wolę Bożą? Myślę, że tu obowiązkowo należy przypomnieć sobie, że człowiek sam, bez Boga, nic nie może, uczynić (J 15,5). Padawięc pytanie:Ojcze, jak to? Przecież człowiek może sam coś zmajstrować, może uczynić dzieło artystyczne, w tym również skierowane przeciwko Bogu i chrześcijaństwu. Czyż on nie czyni tego sam? Tak, alekażdeludzkiedziałaniemawzględnycharakter;człowiek może stworzyćobraz, nie zwracając się do Boga i nie myśląc o Bogu, ale przy tym będzie korzystał z talentu artystycznego, który dostał od Boga, ze zdolności wyobraźni, która znowuż jest stworzona przez Boga, z tych materialnych środków, które są dostępne dla niego w stworzonym przez Boga świecie. Dlatego mimo wszystko bez Boga nic nie jest czynione, i zostać takimi, jakimi chce naswidzieć Pan Bóg, również nie możemy bez Jego udziału. Pan mówi, że każdą gałąź, przynoszącą owoce, Ojciec nasz Niebieski oczyszcza, żeby przynosiła ona owoce jeszcze większe ( J 15,2). Właśnie to dzieje się z nami w przeciągu całego naszego życia. I bardzo ważne jest, aby nauczyć się widzieć swoje życie jako nieustanny proces oczyszczenia i przemiany. Praktycznie każdy nasz krok to wybór, który albo przybliża nas do wypełniania woli Bożej, do naszej świętości albo na odwrót.

O doświadczeniu działania łaski

Należy powiedzieć, że w życiu chrześcijańskim, jeśli przebiega ono prawidłowo, wcześniej czy później następuje moment, kiedy człowiek mimo wszystko otrzymuje określone doświadczenie odczuwania działania łaski w swoim sercu. Te okresy są najczęściej krótkotrwałe - nagle w jakichś momentach czujemy, jak lekko i ze wzruszeniem udaje się modlitwa; czujemy skruchę serca i zarazem pocieszenie od Boga, kiedy żałujemy za swoje grzechy; odczuwamy radość i zadziwiającą pełnię istnienia, kiedy przyjmujemy ŚwiętąEucharystię. A potem ten stan znika. I staje się zupełnie jasne, że potrzebujemy w doświadczeniu naszego życia zrozumieć, co daje nam możliwość zachowania łaskina tak długo, jak to tylko możliwe, a co przeciwnie, pozbawia nas tej łaski. Właśnie to powinno stać się dla nas jednym z głównych kryteriów prawidłowości lub nieprawidłowości naszego życia.

Łaska Boża w przeciągu całego życia człowieka uczy, dosłownie popycha każdego z nas do tego, co powinniśmy, i odpycha od tego, czego nie powinniśmy. I aby wtedy, kiedy ją poczuliśmy, dać jej możliwość działania, należy zacząć zwracać na to uwagę. Natomiast w momentach zgorszenia należy nieustannie wracać myślami do doświadczenia życia wypełnionego łaską i kłaść to na jednej szali wagi, a grzech z jego krótkotrwałą słodyczą – na drugiej. I wybierać, nie uciekać od tego wyboru. Jeśli robimy to uczciwie, to jest to bardzo skuteczne, gdyż myśl o przyszłej odpowiedzi przed Bogiem, może nie być wystarczająca, a perspektywa utraty przeżywania miłości Bożej, które to [przeżywanie] jest już znajome dla duszy, nierzadko bardzo silnie otrzeźwia. I im skrzętniej chronimy pamięć o momentach pełnych łaski, tym łatwiej będzie sprzeciwiać się wrogowi.

W życiu chrześcijanina bywa, że wspomnienia o kiedyś otrzymanym doświadczeniu wypełnionym łaską Ducha Świętego, przez długi czas pozostają tylko wspomnieniami. Łaska nie nawiedza ponownie jego serca. Czy nie bywa to związane z naszymi grzechami, z jakimiś bezpośrednimi przejawami pychy? Oczywiście, że tak. Bóg, pozbawiając człowieka duchownych pocieszeń, wypróbowuje jego powołanie do bycia chrześcijaninem, do pozostawania w Cerkwi. Należy więc zatrzymać się i zapytać siebie - czy będę przedłużał swoje dążenie do Boga nawet jeśli nie będzie mi to już przynosić poprzedniej radości? A żeby odpowiedzieć na to pytanie, należy rozważyć wewnątrz siebie, dlaczego w ogóle żyjemy chrześcijańskim życiem.

Jednakże nikt nie może nam obiecać, że po pewnym czasie łaskado nas wróci. Byli tacy, którzy poszukując i oczekując tego powrotu, przeżyli praktycznie całe życie – taka była wobec nich Opatrzność Boża. Można tu wspomnieć żywot schiarchimandryty Serafima (Romancowa). Kiedyś, będąc jeszcze młodym mnichem, ujrzał sen, w którym pewna przepiękna panna powiedziała mu, że teraz go zostawia, ale potem powróci. Po pewnym czasie zrozumiał, że była to wiadomość od Boga. Od tej pory nie odczuwał już tej niezwykłej duchowej pociechy, którą przynosiło mu wcześniej życie monastyczne. Niemniej jednak trudził się, pracował duchowo i dla wielu ludzi był duchowym oparciem, a także człowiekiem, którypomógł wytrwać w wierze w trudnym dla wszystkich XX wieku. Kiedy leżał już na łożu śmierci, na jego twarzy zajaśniała nagle nieziemska radość, i stało się jasne, że łaska powróciła. Wróciła wtedy, kiedy nie było już w duszy miejsca ani dla pychy, ani dla samolubstwa, ani dla próżnej chwały. Pozostało już tylko w takim stanie odejść do Boga.

Dzisiaj często zapominamy, że chrześcijaństwo to nie tylko duchowa praca, nie tylko styl życia. To szukanie tego zadziwiającego Bożego piękna, które w pewnych momentach odkrywa się dla człowieka, a ten przywiązuje się do niego miłością. Potem ono znowu się skrywa, a my możemy płakać i szukać go dokładnie tak, jak dziecko płacze i szuka swojej matki. I tak przez całe nasze życie; kiedy stracimy poczucie bliskości Boga, będziemy dążyć do Niego ze łzami i żarliwością, póki nie odejdziemy do życia wiecznego i nie staniemy się godni niekończącego się z Nim przebywania.

Ihumen Nektariusz (Morozow)


Za: pravoslavie.ru